Wielu z nas wyrosło w poczuciu, że trzeba być wobec siebie bardzo wymagającymi, surowymi, krytycznymi. Taka postawa najczęściej nie jest wspierająca i jedynie potęguje napięcie. Uczy, że nie możemy pozostawać wrażliwi, otwarci, czujący. To nie buduje poczucia szczęścia za to może nas pchać w pułapkę nieustającego doskonalenia się i nadmiernie krytycznej postawy,
niezadowolenia z siebie i odrzucania siebie – kiedy jest nam trudno, kiedy coś się nie udaje.
Co ciekawe, badania pokazują, że krytykę – tak od innych jak i tę od samych siebie – mózg odbiera jako ZAGROŻENIE. To oznacza, że aktywuje do działania nasz wewnętrzny system zagrożeń związany z wydzielaniem adrenaliny, kortyzolu, napięciem a czasami z zamrożeniem lub wycofaniem. To bardzo ważny system w naszym życiu i bardzo przydatny, jednak stymulowany zbyt często w obecnych czasach, dlatego tak wielu z nas czuję się chronicznie zmęczonymi, przeciążonymi i ma kłopoty ze zdrowiem.
Możemy uczyć się życzliwości do siebie, tak by zachować zdrowe spojrzenie na nas samych i być dla samych siebie wsparciem, niekoniecznie lądując na skrajnie odmiennym biegunie – samozachwytu czy poczucia, że jesteśmy nieomylni 🙂
Jakość życzliwości (sankr. maitri) jest jedną z kluczowych składowych tak w podejściach uważności jak i współczucia. Uważność bez ciepła, bez życzenia innym i sobie tego, co dobre, wzmacniające – staje się chłodna, ograniczająca. Współczucie bez życzliwości zaś nie istnieje. Mówimy o niej, kiedy odnosimy się z troską i ciepłem do tego, co jest. Także do naszych doświadczeń – tych przyjemnych i tych trudnych.